Miałam nadzieję, że tego listu nigdy nie wyślę. Do ciebie ani do nikogo innego, bo myślałam też, że nikogo innego już w moim życiu nie będzie. Myślałam, że tylko ty jesteś i będziesz. Ten list kręci się w mojej głowie od niedzieli. Skraplał się chyba od miesięcy, składał się z ziarenek piasku. Z ziarna piasku może się narodzić perła albo pustynia. Ziarno piasku można nosić w bucie miesiącami. List nie jest pustynią ani perłą. Nie jest ziarenkiem w bucie, które zawadza, więc trzeba je wyjąć - trzeba go napisać. Ten list to piasek, który przesypuje się przez ręce. Wzbudza jakąś tęsknotę, bo przecież ucieka przez palce. Wzbudza czułość, bo piasek jest taki gładki. Wzbudza ból, bo ostre krawędzie kwarcowych cząsteczek wbijają się w delikatne przestrzenie między palcami.
Chciałam ci tylko powiedzieć, że byłeś jeden na milion. My byliśmy raz na milion, kiedy komety przelatują obok siebie tak blisko, że splatają się ogonami. Byliśmy jednym, ale nie tym samym. Całością, która nie składała się nigdy z dwóch połówek pomarańczy. Nie byliśmy połówkami, byliśmy całościami, z których wyrosła nowa przestrzeń doznań. Jesteśmy jak zbiory, które stworzyły razem zbiór nowy, niepowtarzalny. Zbiór wielkości łóżka, gdy leżeliśmy wieczorem, oddychając spokojnie. Gdy nie musieliśmy mówić, by wiedzieć. Gdy byliśmy w swojej najczystszej postaci. Byliśmy tak bardzo, że myśląc o tym dzisiaj, zastanawiam się, jak w ogóle ludzie mogą tak z sobą przeżywać. Jak mogą tyle lat nie trwać, nie mieszkać, nie być, tylko właśnie przeżywać. Noc w noc i dzień w dzień. W sobie i siebie, dla siebie i o sobie ciągle myśleć. Dotykać i czuć tak bardzo, jakbyśmy dopiero co się narodzili, dopiero co odkryli nieznaną planetę. Gdy już myślałam, że cię znam, zawsze znajdowało się jakieś miejsce, które w tobie odkrywałam i które wzbudzało we mnie czułość tak wielką, jakbym zapadała się w miękki piasek, w sen. Gdy już myślałam, że wszystko wiem, zawsze mówiłeś jakieś słowo, które kołysałam godzinami, przykładałam do ucha i powtarzałam jak magiczne zaklęcie. To się nie zdarza. To się nie zdarza ludziom, a jeśli w ogóle, to raz na całe życie.
Najpierw chciałam ci napisać o smutku, który wypełniał mnie przez pierwsze tygodnie. Smutek był tak ciemny, że nie umiałam już nic rozróżnić w świecie. Potem chciałam napisać ci o żalu, a żal był tak głęboki, że nie widziałam dna. Potem chciałam napisać ci o złości, bo złość była tak wielka, że nie mogłam jej ogarnąć wzrokiem. Potem chciałam napisać ci o tęsknocie, ale była ona tak bolesna, że nie mogłam znaleźć złamanego słowa. Teraz chcę ci napisać o wdzięczności. Jestem wdzięczna, że byłeś właśnie taki. Że mogłam cię spotkać. To mój dozgonny ciężar, bo może już nigdy nikt nie zrobi mi tego, co ty mi zrobiłeś. Może już nigdy nikt nie wzbudzi we mnie takiej miłości. Może już nikt nigdy nie zostanie tak bardzo pokochany. Godzę się z tym powoli, że już nigdy i nikt nie dotrze do moich brzegów i miejsc najczulszych. Wiele bym dała, by znowu to poczuć - najgłębszy dotyk, który przenika przez skórę. Z ziarna piasku może narodzić się perła albo pustynia. Dziś wiem już, co we mnie rosło tak boleśnie miesiącami po naszym rozstaniu, co utrudniało oddech i uciskało serce. Ona ciągle tam jest, wiesz?
Fragment: Anna Ciarkowska "Chłopcy, których kocham"